Translate it

sobota, 31 maja 2014

sąsiedzkie zamówienie

Kiedyś pisałam o dziecięcych krzesłach odmienionych na życzenie sąsiadki.  Dziś będzie o zamówieniu, które złożyła u mnie przeprowadzając się do nowego domu i które wykonałam z ogromną przyjemnością.
Otóż miałam za zadanie zrobić ramki zawierające pierwsze litery imion sąsiadki i jej narzeczonego.
Kupiłam trzy ramki średnio urodziwe. Wyjęłam z nich wszystkie elementy i zostawiłam niebieskie obramowania.


Usunęłam papierem ściernym starą, niebieską farbę. Potem przetarłam z kurzu i pomalowałam brązową do drewna i metalu dwa razy. Na brąz położyłam trzy warstwy koloru off white, a następnie kiedy porządnie wyschły zrobiłam przecierki.  Docięłam siatkę hodowlaną do wymiarów ramek i poprzybijałam starając się zrobić to w miarę estetycznie przy tak wąskich rantach ramek. 



Ponieważ nie do kupienia był łącznik "&" musiałam wymyślić go sama. Narysowałam go  i wycięłam z kartki a następnie przeniosłam ten wzór na karton. Oczywiście potem wycięłam go z kartonu. 




Kolejnym krokiem było pokrycie tej wyciętej kartonowej błyskotki klejem i przyklejenie kawałków grubego sznurka. Ale była zabawa! 


Ostatnia rzecz jaka mi została to przyczepienie literek do siatki. Pomógł mi w tym klej na gorąco.
Tak prezentuje się całość.


A tak prezentują się w nowym domu. Z tego co wiem to tylko chwilowo wiszą na tej ścianie ponieważ będzie zburzona. Kiedy właściciele ramek skończą remont podarują ramkom ich nową własną ścianę a mnie zdjęcie  całości.




Wszystkim czytającym Zaczarowaną życzę udanego weekendu pomimo panującej aury.

Do następnego!



sobota, 24 maja 2014

singer

Bez skrępowania pokażę dziś obiekt zauroczenia mojego męża. Otóż jest to dolna część maszyny do szycia Singer a konkretnie jej nogi, które dostały blat i tworzą mały mebel ozdobno-funkcjonalny. Nogi, zakupione na targu staroci w Bytomiu, nie były w opłakanym stanie. Potrzebowały czyszczenia miękką, metalową szczotką założoną na wiertarkę, no i malowania. Zdecydowałam (ze względu na początki rdzy), że do tego celu użyję Hammerite czarny, pół mat. Dwie warstwy. 
Kolejną sprawą był blat. Chciałam, by był nietuzinkowy. Sprytny pomysł mojego ślubnego spowodował, że nie musiałam łączyć ze sobą desek boazerii. Wystarczyła zwykła deska pocięta na kawałki, złączona płaskownikami. Blat pomalowany na początku czarną akrylową do drewna i metalu, według mnie nie prezentował się zbyt atrakcyjnie. Ale byli i tacy co myśleli, że to już gotowe. Kolejne warstwy to kolor biały. Potem tarłam drobnym papierem ściernym dopóki nie uznałam, że wystarczy. Na sam koniec, wymieszałam  troszkę szarego koloru i metodą suchego pędzla dokończyłam dzieła. 



Jestem bardzo zadowolona z rezultatu, który prezentuje się na blacie. Słoje drewna, które wyszły spod białej warstwy dają fajny efekt.
Oto mebel w całości:

                         

                                              
A tutaj blat z bliska.






I tak Singer, który był przeznaczony do sprzedaży, został w domu na prośbę mojej połówki. No cóż, sama znam to uczucie - chęć posiadania przedmiotów, które ujmą mnie za serce. Z przyjemnością wykonam podobny dla Ciebie.



The end.

środa, 14 maja 2014

słodkie obiecanki i małe co nieco

Nie tak dawno temu pisałam TU o poczynionych zimą przetworach i obiecałam podzielić się przepisem na szarlotkę. No to do dzieła!

Do zrobienia ciasta potrzeba:

* trzy szklanki mąki (zakładając, że szklanka ma 250 ml)
* pół szklanki cukru
* jedna płaska łyżeczka proszku do pieczenia
* cztery jajka (jedno całe i trzy żółtka)
* margaryna

Do zrobienia wkładu jabłkowego potrzeba:

* od jednego do dwóch kilogramów jabłek
* pół szklanki cukru
* jedna łyżeczka cynamonu


Z reguły zaczynam od obrania jabłek i pokrojenia ich w dużą kostkę. Kto mnie zna, wie, że kocham kuchenne  gadżety więc pracę tą ułatwia mi  przyrząd, krojący w ćwiartki i za tym samym "zamachem" oddzielający środek jabłka. Pozostaje mi tylko kilka machnięć nożem żeby te ćwiartki jeszcze ciut rozdrobnić. Duszę jabłka w garnku z cukrem aż trochę zmiękną. Na końcu dodaję cynamon. Jego ilość, tak naprawdę, zależy od upodobań. Ja lubię cynamon więc sypię na oko. Odstawiam gotowe jabłka i zabieram się za ciasto.

Podczas gdy margaryna rozpuszcza się w garnuszku, reszta składników ląduje w misce. Kto lubi może użyć stolnicy  :)



Płynną margarynę stopniowo wlewam do miski, mieszam wszystko i wyrabiam ciasto sprawdzając jego konsystencję. 


Po połączeniu składników ciasto powinno wyglądać mniej więcej tak:


I na tym etapie, w większości przepisów, kolejną czynnością jest schłodzenie kuli ciasta w lodówce lub jak komuś się spieszy w zamrażalniku. Ja, natomiast, dzielę ciasto na pół i jeszcze miękką połową ciasta wykładam brytfankę, które dopiero teraz ląduje w lodówce. Druga część ciasta do zamrażalnika. I gdzieś w tym czasie włączam piekarnik. Góra i dół na 175 stopni.


Po pół godzinie wyjmuję tą połowę z zamrażalnika i ucieram (kruszonkę) na tarce z grubymi oczkami.


Tym razem cały proces skrócił się do zrobienia ciasta ponieważ jabłka miałam w słoikach. Wyłożyłam je na ciasto, które uprzednio chłodziło się w lodówce i na wierzch wysypałam kruszonkę.



Całość do piekarnika na około 35 min. Gdy góra ciasta zaczyna się rumienić wiem, że jest gotowe. 

Najczęściej wybieranym przez nas dodatkiem do szarlotki jest sos waniliowy. Ten na zdjęciu to wersja do ubijania ale IKEA ma w swoim sklepiku sos waniliowy, którego używa się bez ubijania. Pycha! Innym - fantastycznym dodatkiem są lody waniliowe.


Ktoś zapyta - a co z białkami, których nie dało się wykorzystać w przepisie? Ano można z nich upiec bezy. Ubiłam białka na sztywno i dodałam do nich 150 g cukru, dalej ubijając. Kiedy masa była gładka i lśniąca wyłożyłam ją łyżeczką na blachę z papierem do pieczenia. Podpowiedzi jak długo i w jakiej temperaturze są przeróżne, dlatego też działałam intuicyjnie. I wyszły tak:


Skoro na zdjęciu widać moje pudełko na ciastka to opowiem jak powstało. 
Dostałam kiedyś paczkę ciastek w eleganckim opakowaniu ze sklejki. Super szeleszczący papier w środku a na zewnątrz sklejka oklejona dookoła informacjami o zawartości. Podumałam i stwierdziłam, że szkoda  wyrzucać. Poodrywałam papier z zewnątrz i przetarłam drobnym papierem ściernym. Pudełko wyglądało następująco:



Potem, mocno rozcieńczoną farbą akrylową, koloru off-white, do drewna i metalu, pomalowałam pudełko. Ten sam zabieg wykonałam na uchwycie, który uprzednio był srebrny i nie wiadomo do czego miał służyć. Kupiony za przysłowiową złotówkę podczas likwidacji sklepu. Wiedziałam, że kiedyś do czegoś się przyda.
Uchwyt przykleiłam do wieczka. Wnętrze pudełka wyłożyłam grubą folią, którą przykleiłam punktowo klejem na gorąco, żeby tłuste ciasteczka również mogły w nim leżakować. Tą folię widać na zdjęciu z bezami.




A ptaszki to niedawny zakup. Cieszą moje oko każdego dnia.


Cium.









piątek, 9 maja 2014

historia pewnego mieszkania

Już w poprzednim poście wspominałam o temacie urządzania wnętrz, więc nie mam zamiaru odkładać tego na później. 
Wprawdzie nie będzie tu o Shabby Chic, vintage czy stylu prowansalskim ale chcę pokazać, że nie zamykam się na inne style. Pewne są bardziej bliższe mojemu sercu, a inne mniej. 
Koncepcja urządzenia całego mieszkania była taka, żeby było jasno i w stylu minimalistycznym. Zacznijmy od kuchni. Zastosowałam tu trzy kolory: beż, jasny niebieski oraz srebrny. Kuchnia dzieli się na część roboczą i jadalnię. Miejsce tzw robocze jest we wnęce, która oddzielona jest od jadalni małym kawałkiem blatu, zwanym barkiem, jednak najczęściej używanym do prac w kuchni. 




Wnęka w kolorze jasno niebieskim świetnie współgra kolorystycznie ze szkłem na meblach, które również mają odcień niebieski. Wszystkie meble zaprojektowałam sama. Mają niestandardowe wymiary, a to dlatego że miały być wyższe, a do tego miały zagospodarować do maximum niewielką przestrzeń we wnęce. Ponieważ, jak widać, musiała zmieścić się w niej pralka, piekarnik "wskoczył" nad barek. Nad piekarnikiem schowana jest w szafce mikro, a pod piekarnikiem króluje cargo, które wysuwa się spod barku. Na całej kuchennej podłodze duże beżowe płytki, a ściany w części roboczej zabezpieczone drobną, beżową mozaiką. Patrząc na jadalnię pozostajemy cały czas w tych samych kolorach. Ponieważ w tej części kuchni przeważa błękitne szkło postanowiłam ściany wymalować na beżowo. 




Szafka, mierząca dwa i pół metra długości, to też mój projekt. Początkowo miała wisieć na wysokości metra nad ziemią ale ostatecznie wylądowała wyżej, co daje więcej miejsca wokół stołu. 


Fajnego klimatu dodaje lampa stojąca w rogu oraz ogromny zegar na ścianie.




 No to przejdźmy do salonu :)

Salon to za dużo powiedziane. Określiłabym ten pokój raczej sypialnią. Salonem to on był dopóki rozkładany do spania narożnik nie ustąpił miejsca wygodnemu materacowi. W pewnym wieku człowiek po prostu wybiera wygodę.
Klimat tego pomieszczenia pozostaje w harmonii z kuchnią czyli beż, beż i jeszcze raz beż. Tylko jedna duża ściana jest delikatnie fioletowa. Koncepcja była taka, żeby  pokój był uniwersalny i zmieniał się wraz ze zmianą kolorystyczną kilku dodatków takich jak koc, poduszki czy świeczniki.




Telewizor na ścianie z kamienia podświetlonej z tyłu wisi już kilka lat. Myślę, że można by odświeżyć kamień  i pomalować jednolitym kolorem.
Tak na marginesie, pies na zdjęciu to pomysł mojej przyjaciółki, która jest fotografem i wykonała tą sesję zdjęciową. Kama chciała uzyskać efekt jak z katalogu IKEA. Uważam, że pomysł trafiony!  http://isakiewicz.com/

Narzuta na łóżku jest dwukolorowa co daje możliwość rozjaśnienia pokoju odwracając ją na drugą stronę.



A teraz wariant z innym kolorem. Wystarczyło zwinąć dywan i zmienić kolory i miejsca dodatków. Od razu inny pokój!




A tu, moja kudłata współpracowała z Kamilą. Pani fotograf cierpliwie tłumaczyła skąd dokąd pies ma się przemieszczać i efektem jest kolejne zdjęcie jak z katalogu IKEA ;)




Jeszcze żaden mój post nie był tak długi. Mam nadzieję, że nikt nie usnął czytając? Bo ja chcę jeszcze zawitać do łazienki. Nie..., nie że JA chcę do łazienki tylko mam zamiar zaprezentować ją po zmianach. 

Oczywiście jaki kolor będzie widoczny na zdjęciach?! Beeee-żoooo-wyyyy. Ale nie sam! Z czekoladowym brązem. Ściana z umywalką jest brązowa. Na całej jej długości wiszą bardzo wąskie szafki z lustrzanymi drzwiami, co daje efekt większego pomieszczenia. Pod sufitem widać ozdobny pasek z płytek, który jest ciemny na jasnej ścianie i odwrotnie na ścianie z lustrami. 
Pomieszczenie nie za duże dlatego trzeba było sprytnie je urządzić. Tak więc kaloryfer dostał własną wnękę a mały kawałek ściany obok toalety dostał szafkę, która pierwotnie była szafką wiszącą, ale gdy dokręcono jej nogi dumnie stanęła na podłodze.







                                           
W związku z tym, że wanna jest półokrągła, w tym samym kształcie została umywalka. ... no i dywanik. Na beżowej ścianie, dla kontrastu, wymyśliłam deskę w kolorze brązu, do której dokręciłam białe haki na ręczniki

                                            

Na ścianie wnęki, do której wchodzi róg wanny, piękny, pojedynczy pas płytek z malowanymi, srebrnymi ornamentami.

                                       

KOOOONIEEEEC.

Do następnego!